sobota, 12 kwietnia 2014

niedziela trzynastego kwietnia

nie wyrabiam naprawde juz. co oni sie tak nagle zebrali? majzner, maciek, adrian, cala reszta...zastanawialam sie troche nad tym i wywnioskowalam, ze odkad poszlam do gimnazjum troche pokazalam siebie. w podstawowce bylam bardzo niesmiala, cicha i nie potrafilam odpowiedziec na chamskie odzywki, a teraz potrafie pyskowac jakiemus obcemu doroslemu na ulicy. przeraza mnie to troche. a z drugiej strony sie ciesze, lubie to swoja strone o wiele bardziej niz ta poprzednia. jak ogladam zdjecia, filmiki, boze, bylam naprawde zalosna i wolalam wrecz 'halo! niech ktos, ktokolwiek sie mna zainteresuje! halo! jestem nielubiana i nudna!' a teraz znajomosci i nawet wiecej same przychodza.
potrafie byc chamska, ale staram sie nie utracic tego co najwazniejsze czyli prawdziwej siebie, nigdy w zyciu nie zachowalabym sie grubiansko, nie dalabym komus kosza, spojrzala dziwnie lustrujac wzrokiem, bo sama po prostu tego nienawidze, buzuje sie we mnie jak patrze na takich ludzi. mysla, ze dominuja nad osoba, a wcale tak nie jest, to oni sa tutaj przegranymi! ja staram sie byc po prostu soba, a cieszy mnie to, ze moje 'ja' nie jest takie jak sie spodziewalam. to wspaniale uczucie, kiedy robimy cos pozytywnego, nie spodziewajac sie nawet tego po sobie. i wlasnie moze o to chodzi. ze nikt nie chcial tej niesmialej, zalosnej dziewczynki z podstawowki, nie chodzilo o to, ze bylam brzydka czy cos, ale o psychike, teraz gdy jestem pewna siebie, zdecydowana o tym co mowie - przeciez spoleczenstwo lubi takie osoby. i dobrze. akurat z tego powodu jestem szczesliwa.
rzecz kolejna, czyli bardziej szczegolowo na temat chlopakow - juz do cholery nie wiem jak jest. maciek to mnie w ogole nie interesuje, spotykam sie z nim po prostu z grzecznosci. biedak, chyba nie do konca zrozumial ze poprosilam go o zostanie przyjaciolmi. i debil, bo rozpowiedzial po calym gimnazjum ze jestesmy razem, tak troche niefajnie, ale stwierdzilam ze mi to generalnie zwisa. dalej. majzner. oho, duzo tego bedzie.... kocham go. za cholere. on juz mnie chyba nie, a zreszta nie wiem jak to juz jest. rozkochal mnie w sobie przez te kilka tygodni, dokladnie pamietam jak to bylo wtedy w piatek, moi rodzice znowu sie klocili a ja mialam po prostu dosc, powiedzialam tacie ze ide sie przewietrzyc bo mam ich po dziurki w nosie, zeby zachowac pozory wzielam sluchawki. o boze, przypominam sobie teraz to ze szczegolami i lzy az sie cisna do oczu. dziesiec minut po tym jak do niego zadzwonilam stal juz pod moim blokiem, jak mnie zobaczyl od razu rzucilam mu sie w ramiona a on sam, widzialam, ze cierpial. przytulal mnie, trzymal za reke, obejmowal. poszlismy w strone nowego placyku, gdzie pozniej widzial moje ciecia. wkurzyl sie, i to bardzo, nie chcial, zebym widziala jak cierpi i placze... rozmawialismy wtedy naprawde dlugo, uswiadomil mi ze jestem dla niego bardzo, bardzo wazna.. czulam ze powoli zbieram sie w calosc i wszystko sie ulozy, ze naprawde znajde kogos kto oderwie mnie od tej jebanej rzeczywistosci, codziennosci prawie nie do zniesienia. wracalismy moim osiedlem, nadal martwil sie o mnie a ja troche o niego, ze tak bardzo sie o mnie martwi. zabawne. mialam juz wracac, usiadlam na murku a on stanal na przeciwko mnie tak, ze bylismy rownego wzrostu. nie chcialam tam wracac, do domu, powiedzialam mu to..chcialam wrocic chociaz troche usmiechnieta, szczesliwa. myslalam, ze pocaluje mnie w policzek czy cos. ale on jest za cholere nieprzewidywalny... na poczatku objal mnie, wkladajac cieple rece mi z tylu za bluzke i obejmujac w calosci, a pozniej zblizyl sie... boze... sama nie wiem jak to wyszlo.. to byl ulamek sekundy, nie pamietam nawet jak sie do mnie zblizal. po prostu chwile pozniej sie calowalismy..jak ja dawno tego nie doswiadczylam, zupelnie zapomnialam jak to jest. to bylo... po prostu piekne. moze to byl wlasnie moj pierwszy pocalunek? calujac sie z innymi chlopakami nie bylo tego czegos. tutaj przechodzily mnie dreszcze i jak przestalismy sie calowac, nie moglam wrocic do domu, krecilo mi sie w glowie. bylam szczesliwa. naprawde... a co gorsza, to nie byl jeden jedyny raz. pokazywal mi, ze naprawde mnie kocha co wyznawal kilka razy. tworzylismy stereotypy pary, chodzilismy za reke, do centrum handlowych, do kina, kupowal mi kwiaty, calowal na powitanie. pamietam jak w pewien poniedzialek padal deszcz. to byla chyba najromantyczniejsza chwila w moim zyciu, taniec a pozniej pocalunek w deszczu... pozniej bieglismy za reke do klatki schodowej, to bylo takie... takie nasze. ta milosc byla nasza. a pozniej wszystko sie spieprzylo. w srode mielismy isc do kina, bylismy troche wczesniej i poszlismy do h&m poogladac jakies fajne rzeczy. na poczatku nie czulam, ze byl spiety, dopiero jak mu powiedzialam, ze pasowalaby mu jakas rzecz powiedzial dosyc chamsko abym 'nie zachowywala sie jak jego dziewczyna'... zabolalo. bardzo. zaczelam na niego naciskac, o co chodzi, co sie stalo. co sie stalo, dziwka lelito. ona wszystko spieprzyla, a on na nia polecial jak glupi. ile ja wtedy wyplakalam. bylismy w kinie na 'obietnicy' w sumie nie pamietam duzo z filmu, przez dobre 30 min siedzialam skulona i plakalam, a on prawie razem ze mna. po tym pocalowal mnie jeszcze tego samego dnia dwa razy. jeszcze bylo odrobine empatii w nim, mowil, ze zrobi wszystko abym tylko nie plakala. bylam zalamana, ale w glebi duszy czulam radosc bo nadal bylam dla niego wazna.... az do tego pieprzonego tygodnia. zerwal kontakt kompletnie. i chuj, znowu rozpadllam sie na milion kawalkow, koniec milosci.
idziemy dalej. adrian. wpadlo dwoch pojebancow na siebie, naprawde. osiem godzin lazenia po goclawku, a konkretniej po lesie i starych torach, pozniej mac i kompletny odpierdol w tramwaju. ten czlowiek jest kolejnym, ktory pozwala mi zapomniec o tym gownie, dziekuje ze takie osoby jeszcze sa.... wiec w czym problem? ech, kurwa. kolejny. 'leci' na mnie i to serio widac, a mi to juz przeszkadza. nie zachowuje sie na pewno jak macius, bo on to akurat w tym wszystkim jest zalosny, ale widac, ze chcialby sie biedaczek przylizac a ja czuje sie z tym niefajnie, bo nadal kocham norberta. chociaz adriana tez, ale bardziej jak brata.
wszystko to pojebane w chuj :(
kolejna rzecz, oliwia... boze ostatnio jak my sie klocimy, to mnie niszczy. zachowuje sie chwilami jak gosia, tylko ze w bardziej wulgarnej wersji. za cholere nie wiem o co chodzi, a tu sie na mnie drze, denerwuje, chamsko odpowiada a ja nie wiem co jest powodem jej zmartwien mimo tego ze bardzo chce, ja naprawde kocham ja strasznie mocno i boli mnie jak pisze takie rzeczy. nie wiem co sie stalo, ale cos peklo..... przestala mi ufac. boli jeszcze bardziej. chocbym ja blagala to mi nie powie o co chodzi. jak ja mam ja zrozumiec, jak nie wiem w czym. trudno mi jest.
ostatnia sprawa. szkola. wkurwiaja mnie juz te osoby, naprawde. serio pierdolic ignacego i tymka, chuje glupie, najpierw leca a pozniej gowno, jedryczka. w ogole sposob... bycia tych osob w tej szkole mnie dobija. jaki tam jest szpan na to co masz, ile kasy masz, kim sa twoi rodzice i jak duza masz chate.... nienawidze tego, materializmu, gdy bardziej sie liczy jakie buty masz na sobie niz czy sie usmiechasz do drugiego czlowieka...

rozpisalam sie odrobine.

4:17   ja nie moge, jak mnie glowa boli... jeszcze z calej sily na wf zbilam piszczel i to centralnie w kosc ze nie ma siniaka (ze obilam sobie ja tak mocno ze nawet nie zebrala mi sie tam krew, a to baardzo zle), nogi mi zdretwialy a ty chyba najgorsze co moze byc, czesto mi dretwiaja i wtedy nie moge spac.
chyba pogadam sobie z 'kims' na fb bo widze ze dostepny az dziwne w sumie o tej godzinie..
hm